Mundial
skończył się niecałe dwa tygodnie temu a stolica Brazylii nadal nie potrafiła
wrócić do normalnego życia. To samo przeszło mi przez myśl kiedy otworzyłam
jedną z szaf w naszej garderobie. Otóż szafa ta była wypełniona wszystkimi
koszulkami i innymi elementami stroju piłkarskiego mojego Mężczyzny. Lubiłam
widok kilkunastu, jaskrawo żółtych koszulek ułożonych na wieszakach obok siebie ,
które od razu przywoływały wspomnienia. Na początku te miłe, o których myślało
się z uśmiechem na twarzy. Potem uśmiech ten zmieniał się w grymas smutku a
przed oczami stawała koszmarna sytuacja podczas meczu z Kolumbią. Widząc to w
pierwszym momencie przeklęłam na tyle głośno, że kilkanaście rzędów za mną i
przede mną musiało to słyszeć. Właściwie, to przekleństwo zlało się z jękiem
zawodu brazylijskich kibiców na tyle, że chyba jednak oprócz mnie, nikt go nie
słyszał. A później czułam tylko potok łez na swoich policzkach. On też płakał,
zwijał się z bólu i krzyczał. Wiedziałam, jak bardzo musi go boleć, bo aż mnie
w tym momencie rozbolało całe ciało. Zbiegłam po schodach do ochroniarza,
któremu pokazałam swoją wejściówkę, dzięki czemu mogłam znaleźć się w korytarzu
prowadzącym do szatni. Stałam tam i cały czas wyglądałam lekarzy, którzy na
noszach nieśli poszkodowanego w meczu najważniejszego piłkarza reprezentacji Brazylii.
Ochroniarz był na tyle wysoki, że nie musiał specjalnie się wysilać żeby
zasłonić mi cały widok. Kiedy jednak usłyszałam głosy lekarzy i jęk bólu,
przyłożyłam twarz do swoich rozchylonych ust. Medycy z noszami minęli mnie tak
szybko, że nie zdążyliśmy wymienić nawet spojrzenia. Osunęłam się po ścianie a
przechodzący akurat psycholog kadry pomógł mi wstać. Przymknęłam oczy na myśl o
tym i pogładziłam delikatny materiał wiszącej w szafie koszulki. Bałam się.
Baliśmy się oboje. Ja w myślach miałam najgorsze, On nie chciał do siebie
takich myśli dopuścić. Ale podejrzewam, że kilka razy zdał sobie sprawę, że
mógł skończyć na wózku. Pokręciłam głową jakby chcąc wyrzucić z głowy ten
obraz. Był zdrowy, czuł się co raz lepiej. Na tyle dobrze, że mógł bez mojej
wiedzy zaplanować nam wakacje w Hiszpanii. Poczułam jak Jego ręce oplatają moją
talie a ciepły oddech muska moją szyję. Uśmiechnęłam się, w duchu dziękując, że
mamy za sobą jego koszmarną kontuzję. I wreszcie obydwoje możemy odpocząć.
- Jesteś
pewien, że nie będą nas tam nękać z aparatami? – spytałam, jednocześnie
wplatając palce w jego wilgotne po kąpieli włosy. Jedną z najgorszych dla mnie
rzeczy w tym związku było bycie pod ciągłym obstrzałem aparatów i kamer. Nie
przywykłam do tego i byłam pewna, że nigdy się to nie stanie.
-
Pomyślałem, że jeśli będą wypytywać to menadżer powie im zupełnie inne miejsce
po drugiej stronie globu. Wiem, nie jestem geniuszem, ale wtedy może nie znajdą
nas tak szybko – złożył na mojej szyi przelotny pocałunek i wrócił do pakowania
swoich rzeczy.
Ja też powinnam to zrobić, a stałam przed jedną z czterech szaf, które
znajdują się w garderobie i chłonęłam widok sportowych ciuchów mojego Faceta.
Zamknęłam szafę z nieukrywanym żalem i otworzyłam swoją, która była dwa razy
większa i wypchana po brzegi. Nie szalałam z zakupami i za każdym razem kiedy
otwierałam jej drzwi zastanawiałam się, czy przypadkiem moje ciuchy nie mnożą
się bezpłciowo. A zwłaszcza sukienki. Zagadka została rozwiązana, kiedy na
gorącym uczynku złapałam Neymara. Miał jakąś dziwną zasadę, albo jakby On to
powiedział, tradycje kupowania mi sukienki na każdą naszą ‘miesięcznice’ . A
było ich już dwanaście. Znał doskonale mój rozmiar, styl i gust. Poza tym,
podobno według niego kobieta w niczym nie wygląda tak pięknie jak w sukience, w
dodatku od swojego ukochanego. Może jeszcze w jego koszuli. Miesięcznicową
sukienkę, jak to miałam w zwyczaju ją nazywać, zakładałam w wieczór kiedy
jedliśmy kolacje z okazji spędzonych razem dni. Pielęgnowaliśmy tę tradycję jak
nigdy. Neymar bardziej, ja do tematu miłości zawsze podchodziłam z rezerwą. Ale
w tym wypadku, rozum wypadał słabo w pojedynku z sercem, które należało w tej
chwili tylko do Niego. Odwróciłam się. Za sobą ujrzałam otwartą walizkę, która
wręcz wołała aby wrzucić w nią jakieś ciuchy. Wzięłam głęboki oddech i
sięgnęłam na najwyższą półkę. Właściwie to na tą przedostatnią, gdyż na
ostatnią nie mogłam dosięgnąć i zwyczajnie postanowiłam zostawić ją pustą.
Kilka par szortów, bluzek na ramiączkach i bez ramiączek, trzy stroje
kąpielowe, kilka par długich spodni i bluzek na chłodniejsze dni. Kilka
swetrów, trzy stroje kąpielowe i sporo kompletów bielizny. Wszystko to wylądowało w walizce szybciej niż mogłabym się spodziewać. Dumna stałam nad
samodzielnie zamkniętą walizką a w drzwiach zobaczyłam Neymara.
- Nie chcę Cię martwić, ale nie mam zamiaru brać osobnej
walizki na Twoje kosmetyki – posłał mi buziaka w powietrzu i wyszedł z
garderoby, zostawiając mnie wkurzoną, zmęczoną, gdyż zapinanie napchanej
walizki trochę pozbawia sił i jednocześnie zastanawiającą się – jak do cholery
zmieścić tu jeszcze dwie kosmetyczki?!
Widząc na
lotnisku Carle mimowolnie się uśmiechnęłam. Miała w sobie tyle energii i
radości jak mało kto. Wydawała się sympatyczną osobą. I takie też pierwsze
wrażenie zrobiła na mnie, kiedy poznałyśmy się na loży podczas meczu otwarcia.
Potem było już co raz gorzej. Zaczynając od jej pisków a na nadużywaniu portali
społecznościowych kończąc. Miała chyba więcej obserwujących niż jej chłopak, gdyż
dzieliła się prawie każdym szczegółem z ich życia. W tym momencie na przykład
robiła zdjęcie paszportu jej i Davida po to aby podzielić się tym na
Instagramie. Spojrzałam na nieco zakłopotanego Davida i znowu uśmiechnęłam się.
Nie znaliśmy się za dobrze, co wydawać może się dziwne skoro gra z Neymarem w
reprezentacji. Tłumaczyłam sobie zawsze, że jego czułość i miły stosunek do
obcych nawet ludzi jest tak tłamszący, że nie dałabym sobie z nim rady. Ale czy
na pewno chodziło tylko o to? Wzdrygnęłam się słysząc kobiecy głos, który
ogłaszał właśnie całemu lotnisku, że samolot do Costa Brava jest gotowy do
przyjęcia pasażerów na swój pokład. Ujrzałam przed sobą trzy sylwetki. Trzy
osoby z którymi spędzę te dwa tygodnie. Jedną uzależnioną od facebooka
wariatkę, swojego Ukochanego i najmilszego (podobno) człowieka na całym globie.
Wzięłam swój podręczny bagaż i kurczowo trzymając w dłoni swój paszport
ruszyłam w stronę bramek.
***
Nie jestem zachwycona tym rozdziałem. Tylko odrobinę zadowolona, mam wrażenie, że nie jest spójny... Zastanawiam się do tego z jakiej perspektywy lepiej będzie się to czytać - z perspektywy głównej bohaterki czy pobocznych bohaterów również? Jakie jest Wasze zdanie? ;)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za te kilka miłych komentarzy, nawet nie wiecie jak bardzo mnie one ucieszyły.