No Regrets

It's sad, so sad. It's a sad, sad situation. And it's getting more and more absurd. Why can't we talk it over? Oh it seems to me, that sorry seems to be the hardest word.
wtorek, 22 lipca 2014
Mundial skończył się niecałe dwa tygodnie temu a stolica Brazylii nadal nie potrafiła wrócić do normalnego życia. To samo przeszło mi przez myśl kiedy otworzyłam jedną z szaf w naszej garderobie. Otóż szafa ta była wypełniona wszystkimi koszulkami i innymi elementami stroju piłkarskiego mojego Mężczyzny. Lubiłam widok kilkunastu, jaskrawo żółtych koszulek ułożonych na wieszakach obok siebie , które od razu przywoływały wspomnienia. Na początku te miłe, o których myślało się z uśmiechem na twarzy. Potem uśmiech ten zmieniał się w grymas smutku a przed oczami stawała koszmarna sytuacja podczas meczu z Kolumbią. Widząc to w pierwszym momencie przeklęłam na tyle głośno, że kilkanaście rzędów za mną i przede mną musiało to słyszeć. Właściwie, to przekleństwo zlało się z jękiem zawodu brazylijskich kibiców na tyle, że chyba jednak oprócz mnie, nikt go nie słyszał. A później czułam tylko potok łez na swoich policzkach. On też płakał, zwijał się z bólu i krzyczał. Wiedziałam, jak bardzo musi go boleć, bo aż mnie w tym momencie rozbolało całe ciało. Zbiegłam po schodach do ochroniarza, któremu pokazałam swoją wejściówkę, dzięki czemu mogłam znaleźć się w korytarzu prowadzącym do szatni. Stałam tam i cały czas wyglądałam lekarzy, którzy na noszach nieśli poszkodowanego w meczu najważniejszego piłkarza reprezentacji Brazylii. Ochroniarz był na tyle wysoki, że nie musiał specjalnie się wysilać żeby zasłonić mi cały widok. Kiedy jednak usłyszałam głosy lekarzy i jęk bólu, przyłożyłam twarz do swoich rozchylonych ust. Medycy z noszami minęli mnie tak szybko, że nie zdążyliśmy wymienić nawet spojrzenia. Osunęłam się po ścianie a przechodzący akurat psycholog kadry pomógł mi wstać. Przymknęłam oczy na myśl o tym i pogładziłam delikatny materiał wiszącej w szafie koszulki. Bałam się. Baliśmy się oboje. Ja w myślach miałam najgorsze, On nie chciał do siebie takich myśli dopuścić. Ale podejrzewam, że kilka razy zdał sobie sprawę, że mógł skończyć na wózku. Pokręciłam głową jakby chcąc wyrzucić z głowy ten obraz. Był zdrowy, czuł się co raz lepiej. Na tyle dobrze, że mógł bez mojej wiedzy zaplanować nam wakacje w Hiszpanii. Poczułam jak Jego ręce oplatają moją talie a ciepły oddech muska moją szyję. Uśmiechnęłam się, w duchu dziękując, że mamy za sobą jego koszmarną kontuzję. I wreszcie obydwoje możemy odpocząć.

- Jesteś pewien, że nie będą nas tam nękać z aparatami? – spytałam, jednocześnie wplatając palce w jego wilgotne po kąpieli włosy. Jedną z najgorszych dla mnie rzeczy w tym związku było bycie pod ciągłym obstrzałem aparatów i kamer. Nie przywykłam do tego i byłam pewna, że nigdy się to nie stanie.

- Pomyślałem, że jeśli będą wypytywać to menadżer powie im zupełnie inne miejsce po drugiej stronie globu. Wiem, nie jestem geniuszem, ale wtedy może nie znajdą nas tak szybko – złożył na mojej szyi przelotny pocałunek i wrócił do pakowania swoich rzeczy. 

Ja też powinnam to zrobić, a stałam przed jedną z czterech szaf, które znajdują się w garderobie i chłonęłam widok sportowych ciuchów mojego Faceta. Zamknęłam szafę z nieukrywanym żalem i otworzyłam swoją, która była dwa razy większa i wypchana po brzegi. Nie szalałam z zakupami i za każdym razem kiedy otwierałam jej drzwi zastanawiałam się, czy przypadkiem moje ciuchy nie mnożą się bezpłciowo. A zwłaszcza sukienki. Zagadka została rozwiązana, kiedy na gorącym uczynku złapałam Neymara. Miał jakąś dziwną zasadę, albo jakby On to powiedział, tradycje kupowania mi sukienki na każdą naszą ‘miesięcznice’ . A było ich już dwanaście. Znał doskonale mój rozmiar, styl i gust. Poza tym, podobno według niego kobieta w niczym nie wygląda tak pięknie jak w sukience, w dodatku od swojego ukochanego. Może jeszcze w jego koszuli. Miesięcznicową sukienkę, jak to miałam w zwyczaju ją nazywać, zakładałam w wieczór kiedy jedliśmy kolacje z okazji spędzonych razem dni. Pielęgnowaliśmy tę tradycję jak nigdy. Neymar bardziej, ja do tematu miłości zawsze podchodziłam z rezerwą. Ale w tym wypadku, rozum wypadał słabo w pojedynku z sercem, które należało w tej chwili tylko do Niego. Odwróciłam się. Za sobą ujrzałam otwartą walizkę, która wręcz wołała aby wrzucić w nią jakieś ciuchy. Wzięłam głęboki oddech i sięgnęłam na najwyższą półkę. Właściwie to na tą przedostatnią, gdyż na ostatnią nie mogłam dosięgnąć i zwyczajnie postanowiłam zostawić ją pustą. Kilka par szortów, bluzek na ramiączkach i bez ramiączek, trzy stroje kąpielowe, kilka par długich spodni i bluzek na chłodniejsze dni. Kilka swetrów, trzy stroje kąpielowe i sporo kompletów bielizny. Wszystko to wylądowało w walizce szybciej niż mogłabym się spodziewać. Dumna stałam nad samodzielnie zamkniętą walizką a w drzwiach zobaczyłam Neymara.

    - Nie chcę Cię martwić, ale nie mam zamiaru brać osobnej walizki na Twoje kosmetyki – posłał mi buziaka w powietrzu i wyszedł z garderoby, zostawiając mnie wkurzoną, zmęczoną, gdyż zapinanie napchanej walizki trochę pozbawia sił i jednocześnie zastanawiającą się – jak do cholery zmieścić tu jeszcze dwie kosmetyczki?!

Widząc na lotnisku Carle mimowolnie się uśmiechnęłam. Miała w sobie tyle energii i radości jak mało kto. Wydawała się sympatyczną osobą. I takie też pierwsze wrażenie zrobiła na mnie, kiedy poznałyśmy się na loży podczas meczu otwarcia. Potem było już co raz gorzej. Zaczynając od jej pisków a na nadużywaniu portali społecznościowych kończąc. Miała chyba więcej obserwujących niż jej chłopak, gdyż dzieliła się prawie każdym szczegółem z ich życia. W tym momencie na przykład robiła zdjęcie paszportu jej i Davida po to aby podzielić się tym na Instagramie. Spojrzałam na nieco zakłopotanego Davida i znowu uśmiechnęłam się. Nie znaliśmy się za dobrze, co wydawać może się dziwne skoro gra z Neymarem w reprezentacji. Tłumaczyłam sobie zawsze, że jego czułość i miły stosunek do obcych nawet ludzi jest tak tłamszący, że nie dałabym sobie z nim rady. Ale czy na pewno chodziło tylko o to? Wzdrygnęłam się słysząc kobiecy głos, który ogłaszał właśnie całemu lotnisku, że samolot do Costa Brava jest gotowy do przyjęcia pasażerów na swój pokład. Ujrzałam przed sobą trzy sylwetki. Trzy osoby z którymi spędzę te dwa tygodnie. Jedną uzależnioną od facebooka wariatkę, swojego Ukochanego i najmilszego (podobno) człowieka na całym globie. Wzięłam swój podręczny bagaż i kurczowo trzymając w dłoni swój paszport ruszyłam w stronę bramek.

***
Nie jestem zachwycona tym rozdziałem. Tylko odrobinę zadowolona, mam wrażenie, że nie jest spójny... Zastanawiam się do tego z jakiej perspektywy lepiej będzie się to czytać - z perspektywy głównej bohaterki czy pobocznych bohaterów również? Jakie jest Wasze zdanie? ;)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za te kilka miłych komentarzy, nawet nie wiecie jak bardzo mnie one ucieszyły. 
-------------------------------------------------------------------------------------------